StarHouse – Prototyp i produkt, cz. 1.

Wszystkiego najlepszego w nowym roku 2021! O poprzednim roku mówić nie będę, wiemy jaki był… dlatego też postanowiłem, że na początek rzucę coś lekkiego, coś co powinno wywołać uśmiech na twarzy 🙂

 

Co to? zapytałem, gdy Kamil po raz pierwszy pokazał mi karty,

Karty do gry we flirt. Pamiętasz flirt?

– No jasne! Pokaż!

– Masz, przejrzyj.

– O wiele bardziej to rozbudowane. Co to za tekst “ty surrealistyczny wytrzeszczu z muszli klozetowej!”?!

– No jest kilka hardkorowych tekstów 😉

– Wydaje mi się, że to musi być 18+, może to wydamy? To na pewno będzie hit!

 

Nie był. Ale tak zaczęła się moja przygoda z byciem wydawcą. Bardziej pod wpływem emocji niż na podstawie biznesplanu i obliczeń w Excelu. Z perspektywy czasu myślę, że to był dobry krok, ponieważ nie raz przekonałem się o tym, że ważniejsze jest działanie, niż ciągłe przygotowywanie się do działania. Nawet jeśli popełnimy przy tym kilka błędów.

 

Warunkiem koniecznym było założenie firmy, tak więc założyliśmy, początkowo na mnie, żeby uniknąć większych kosztów. Firma wystartowała oficjalnie 1 czerwca 2009 roku. Jak się nazwaliśmy? Padło na “Let’s Play”. Podobnie też nazwaliśmy pierwszą grę “Flirt towarzyski Let’s Play”. Specjalnie dla czytelników mojego bloga przygotowałem wersję Print&Play tej gry do pobrania TYLKO TUTAJ, za darmoszkę :p Zobacz na własne oczy, jak bardzo kiepskie to było 😉

Po ustaleniu kilku szczegółów wzięliśmy się do pracy. Kamil zlecił stworzenie okładki swojej znajomej, która malowała obrazy oraz wskazał drukarnię w Lubinie, która mogłaby to wydrukować. Po otrzymaniu wytycznych przygotowałem projekt do druku, zrobiłem stronę internetową etc. Przygotowaliśmy też oferty handlowe oraz instrukcję do gry. Już wtedy zauważyliśmy, że tworzenie instrukcji to jakiś hardkor. Jeśli myślisz, że stworzenie instrukcji jest proste, weź kartkę i napisz instrukcję wiązania sznurowadeł. Udało się jednak i wydrukowaliśmy 500 szt. instrukcji na uczelnianej drukarce w salce informatycznej (dziękujemy tysiąckroć kochana uczelnio!). Informatyk później się dziwił, że toner tak szybko zszedł… 

 

Mieliśmy już prawie wszystko prócz kasy. Wydruk 500 egzemplarzy kosztował, jak dobrze pamiętam jakieś 3200zł. Połowę pieniędzy rzuciłem ja, drugą połowę Kamil, z pomocą naszych rodziców, którzy wierzyli w projekt kręcąc nosem. Zaprojektowaliśmy też pudełko, a wraz z pudełkiem logo firmy. W przebłysku geniuszu i artyzmu przedstawiłem Kamilowi swoje propozycje, jednak on także miał swoją propozycję… trzeba przyznać, że “logo” było odważne, zamieszczam je poniżej.

Moje propozycje były co najmniej grobowe (logo z hexem kojarzyło się ludziom z trumną i śmiali się, że to dom pogrzebowy otwarty 24h) i nie miały wiele wspólnego z logo, ale jakieś były i do logo aspirowały (przynajmniej tak mi się wydawało). 

W każdym razie dopiero po 2 latach za namową kolegi, zdecydowaliśmy się wykonać logo u profesjonalnego grafika. Kosztowało fortunę, tj. 500zł… Dostaliśmy 3 propozycje. Grafikami nie byliśmy, ale mieliśmy oczywiście swoje zdanie, na które grafik pukał się w czoło. Przede wszystkim uważaliśmy, że za 500zł sami zrobilibyśmy coś lepszego (problem polegał na tym, że właśnie nie zrobilibyśmy nic lepszego). Wybór padł de fakto na to, co odrzuciliśmy na samym początku z powodu prostoty, która koniec końców okazała się najbardziej trafna. Logo zostało z nami do dzisiaj, aczkolwiek jesteśmy w trakcie przekształcania się w nową spółkę z nową nazwą „StarHouse Games” i nowym logo, które zobaczycie w prawym górnym rogu grafiki głównej tego posta 🙂

Wracając jednak do samej gry… Była to gra przede wszystkim tekstowa. Każdy chyba miał w ręku grę typu flirt, a jeśli nie miałeś, to na każdej karcie znajdowało się z reguły kilka tekstów ponumerowanych po kolei. Każdy z tekstów mógł być odpowiedzią na inny tekst z innej karty. Gracze wymieniają pomiędzy sobą karty mówiąc przy tym odpowiednią cyfrę oznaczającą tekst, który drugi gracz ma przeczytać jako kontynuacja wątku.

 

Jak sama nazwa wskazuje flirt miał służyć swoistemu przełamaniu lodów pomiędzy chłopakiem i dziewczyną w myśl, że lepiej dać do przeczytania niż powiedzieć. To z reguły się sprawdzało i gracze często się do siebie w ten sposób zbliżali oraz lepiej poznawali. 

 

Nasz flirt to natomiast było coś więcej. Na każdej karcie zamiast kilku tekstów było ich aż 22 przez co wykluczyliśmy z gry osoby starsze ze słabym wzrokiem (czcionka była to chyba 6 albo 7). Do gry zostały włączone przeróżne teksty, co pozwalało rozegrać grę na kilka sposobów. Można było się pobawić z uśmiechem na twarzy, odbyć poważniejszą rozmowę, poznać się nawzajem, czy nawet zadrwić z kogoś lub podroczyć się. Była też magiczna karta nr 47, która zawierała 22 hardkorowe teksty, dla jednych śmieszne, dla innych nie, w każdym razie kontrowersyjne. 

 

Plusem, jak i minusem gry było to, że określiliśmy jej dostępność od lat 18, co z jednej strony wzbudzało zainteresowanie, z drugiej jednak ograniczało sprzedaż. Jak sprzedać naszą pierwszą grę? Komu? Gdzie? Na te i wiele innych pytań musieliśmy sobie odpowiedzieć. Skoro gra jest od lat 18 to powinna trafić na półki sklepów dla dorosłych, pomyśleliśmy sobie i stworzyliśmy bazę danych zawierającą prawie wszystkie występujące w Polsce sex-shopy. 

 

Wtedy po raz pierwszy musieliśmy przełamać w sobie wiele barier, które polegały nie tylko na oferowaniu produktu sex-shopom, ale przede wszystkim na dzwonieniu do tych sklepów (zresztą nie tylko do sklepów erotycznych)! Stres był niesamowity, w końcu rozmawialiśmy z nieznajomymi ludźmi próbując sprzedać produkt, a że nie mieliśmy w temacie żadnego doświadczenia, wychodziło to różnie. 

 

Raz trafiliśmy na fajnych ludzi, którzy nawet nam doradzili co nieco, jednak częściej zderzyliśmy się z murem. Przykro to mówić, ale mieliśmy zupełnie inne wyobrażenie branży sex-shopowej w Polsce. Okazało się, że to jeden wielki beton nie do skruszenia. Generalnie ludzie mało otwarci, niezainteresowani nowościami, mający mocno wygórowane warunki dotyczące marż, czasem nawet nie posiadający adresu e-mail (takim wysłaliśmy pocztą oferty nagrane na płycie CD; skuteczność: 0). 

 

Na palcach jednej ręki mogę policzyć sklepy erotyczne, które są porządnymi firmami, reszta to jakiś żart i mam nadzieję, że teraz trochę już się to zmieniło. Wiem, że otworzyło się w Polsce kilka profesjonalnych, ładnie wyglądających sklepów erotycznych, jednak to dalej za mało i w sumie się nie dziwię. Prawie cała branża przeniosła się do internetu i dobrze, ponieważ polska mentalność i to, że temat seksu nadal jest mocnym tabu sprawiły, że jak już ktoś chce coś kupić związanego z seksem, kupuje wygodnie w internecie i co najważniejsze – prawie anonimowo. 

 

Gry sprzedawaliśmy także do sklepów z grami planszowymi, jednak tutaj mało kto decydował się na wprowadzenie do oferty produktu od lat 18. Prawie cały nakład udało się jednak sprzedać w jakieś pół roku, dzięki czemu inwestycja się zwróciła i zarobiliśmy trochę pieniędzy. Cała sprzedaż trwała jednak zbyt długo, opinie o grze były słabe lub nie było ich w ogóle. Do dziś pamiętam, jak sprzedaliśmy na Allegro pierwszą sztukę tej gry, która doszła do klienta pocztą całkowicie zgnieciona. Wniosek – koperta bąbelkowa nie wystarcza, trzeba lepiej zabezpieczać produkty podczas wysyłki.

 

Generalnie przestrzeliliśmy się z ceną za grę, która miała być na poziomie 35zł. Sex-shopy chciały sprzedawać grę po 60zł, co wg nas wtedy było nierealne przy założeniu, że wiele innych placówek sprzedaje jednak po ok. 35zł. Chodzi o to, że zwykły flirt nadal można było kupić w kiosku za 5zł. 

 

Wniosek z tego taki, że warto przed wydaniem gry zrobić choć podstawowe rozeznanie w rynku. Nie ukrywam jednak, że jest to ciekawa gra i najlepszy flirt dostępny na rynku (a jak!). Gra pomimo, że coś tam zarobiła, jak dla mnie okazała się niewypałem, ponieważ żadnego szału i zamieszania na rynku nie zrobiła w przeciwieństwie do naszej kolejnej gry, ale o tym następnym razem 🙂